Z sentymentem wracam do tego opowiadania i umieszczam je w wersji ,,nie edytowalnej" :) Miłego czytania :)
Urodziłem się w Herengen, w południowej strefie kwarantanny. Teren, na którym po raz
pierwszy wykryto ognisko ,,czarnego wirusa”, nazwę wziętą od koloru skóry pierwszej ofiary. Na
początku choroba dotykała wyłącznie czarnoskórych, ale gdy zachorowało białe dziecko, fala
nienawiści rozeszła się na cały świat. Zwłaszcza po tym kiedy ludzie zaczęli umierać. Zaczęto
tworzyć więzienia, specjalne korowody medyczne i zamykać całe dzielnice. Wybuchła panika
wśród ludzi.
Choroba rozprzestrzeniała się przez rozmowę, picie i jedzenie niezdezynfekowanej
żywności. Początkowo wprowadzono zakazy dotyczące rozmawiania bez specjalnych masek, gdy
one nic nie dały, zabroniono całkowicie rozmawiać, całować i śpiewać. Ci, którzy złamali zakaz
zostawali skazywani na śmierć, a tak naprawdę wywożono ludzi do obozów pracy. Wydobywano w
nich substancję stosowaną we wszystkich laboratoriach. Przy pomocy jej wynaleziono leki na
wszystkie choroby jakie do tej pory znała ludzkość, aż do wybuchu epidemii. W ciągu pierwszego
roku ,,czarny wirus” pochłonął kilka milionów istnień. Nikt nie znał lekarstwa, wszyscy wpadali w
panikę i uciekali z miast. Tam właśnie znajdowały się największe ogniska pandemii. Niegdyś
wspaniałe, tętniące życiem metropolie zamieniły się w pustkowia. Jedynymi mieszkańcami byli
złodzieje korzystający z sytuacji i grabiący wszystko wokół. Z każdym d niem przybywało
zgonów. Wielu ludzi zaczęło się modlić na ulicy. Chaos opanował świat aż do momentu
wynalezienia cudownego antidotum. Pewien biochemik, jego imię dawno zapomniano. Znany jest
przez wszystkich jako Wielki Kanclerz Nowego Imperium. Dzięki odkryciu przez niego genu
wyłączającego świadomość, pandemia zniknęła. Ludzie przestali umierać i chorować na ,, czarny
wirus”. Twórcę lekarstwa, wybrano na nowego Kanclerza. Wszystkie dekrety były przyjmowane z
aprobatą tłumów, gromkimi oklaskami i uśmiechem na twarzach. Nie zmieniono natomiast
zakazów od czasów pandemii. Najbardziej brutalna kara czekała za pocałunek, każdy kto złamał
prawo był na oczach ukochanej osoby palony żywcem. Pierwszy taki incydent miał miejsce 5 lat po
wybraniu kanclerza. Dwoje młodych ludzi odzyskało świadomość i zaczęło się spotykać. Pewnego
dnia nie wytrzymali i zaczęli się całować w autobusie. Ludzie jadący z nimi, zareagowali
natychmiastowo. Zaczęli bić i ich rozdzielać. Jechałem wtedy razem z nimi, gdy tłum rzucił się na
nich. Wysiadłem n a pierwszym przystanku jaki był, czekały już na nich ,,czarne mundury”, służba
bezpieczeństwa Imperium . Uzbrojeni w karabiny, pistolety i elektryczne pałki, paraliżujące każdy
mięsień ciała. Gdy służba rozpędziła tłum, ujrzałem zakrwawione i poobijane twarze młodych
ludzi. Mieli może z dziewiętnaście lat. Widok był straszny, dziewczyna miała nadgryzione ucho i
rozwalone oba łuki brwiowe. Chłopak natomiast, miał całe oko we krwi, ledwo palcami u ręki
poruszał. Chciał dotknąć po raz ostatni jej skóry, a raczej skrawka, który nie został tknięty przez
oprawców. Czułem się wtedy dziwnie, nie rozumiałem ogromu tej tragedii. Odszedłem z tamtego
miejsca szybko i usłyszałem wtedy strzał. Chłopak zawył straszliwie, jakby jego ręka została w
brutalny sposób potraktowana. W tym momencie w moim umyśle coś jakby wybuchło. Zacząłem
płakać, gdy jeden z przechodniów to zobaczył, przestraszył się i zaczął wołać ludzi. Nie myślałem
wtedy co się dzieje, biegłem tylko przed siebie. Nic prawie nie pamiętam z tamtego dnia, a ni tego
w jaki sposób znalazłem się w opuszczonym domu. Spędziłem w tym zatęchłym mieszkaniu dwie
noce i cały dzień, myślałem kim jestem i co się ze mną dzieje. Przypomniałem sobie o wirusie i
eksperymentach przeprowadzanych w południowej strefie kwarantanny. Przewożono do tutejszego
szpitala tysiące ludzi, aż do wybuchu pożaru. Jako dziecko unikałem tego miejsca, zgodnie z
zakazem mamy i nauczycieli. Gdy pytałem ją, o to co się dzieje, odpowiadała tylko, że
przetrzymują tam ludzi, których nie można już uratować. Zapewniano im tam najszczęśliwsze
chwile w życiu, tak w tym przekonaniu uświadamiał mnie również ojciec. Gdy pewnego dnia on też
zachorował, nigdy potem już go nie zobaczyliśmy z mamą. Pamiętam jeszcze jego ostatnie słowa
przed odjazdem: ,,Zaopiekuj się mamą”. Czułem się okropnie wtedy, coś ściskało mnie za gardło, a
oczy spłynęły łzami. Pół nocy nie spałem i drugie pół rozmyślałem, o tym co dalej będzie. Niedługo
potem wybuchł pożar w szpitalu, a mama załamała się całkiem. Przestała się uśmiechać i
wychodzić na powietrze. Nie potrafiła się pogodzić z tym co się stało. Pękło jej serce z bólu i żalu.
Odeszła w maju, w moje osiemnaste urodziny. Po tej stracie nie mogłem się podnieść. Chodziłem
jak we mgle, nieprzytomny i ciągle zmęczony. Płakałem często, aż pozbawili mnie świadomości.
Przez ponad pięć lat, nie wiedziałem co się ze mną działo, na szczęście jestem znów sobą ! Znów
czuję i myślę, Kanclerz chyba nie przewidział, że jego lek jest niedoskonały. W głowie tak mi
huczało, aż nie wytrzymałem i padłem bez siły. Prawdopodobnie straciłem przytomność. Obudziły
mnie odgłosy tłumów krzyczących ,,Spalić ich!”. Na głównym placu Kanclerz urządził sobie
pokazowy proces. Bez namysłu wybiegłem z mieszkania, nie zastanowiłem się nawet czy kobieta,
która widziała moje łzy nie rozpozna mnie dzisiaj i czy zostanę aresztowany. Po prostu biegłem w
stronę ogromnego tłumu ludzi, stojącego tuż przed podniesieniem. Nie widziałem niczego prócz ich
plecy. Zacząłem, więc przepychać się łokciami do przodu. Gdy dotarłem do takiego miejsca, z
którego było widać podium, zatrzymałem się. Za pulpitem stał nikt inny, jak Wielki Kanclerz
Nowego Imperium. Zawsze uśmiechnięty i ubrany w czarny garnitur z białym krawatem. Pewny
siebie i z twardym głosem. Ludzie w oczekiwaniu i z oklaskami witali go, wchodzącego na
mównicę. Za nim padło pierwsze słowo z jego ust, cały tłum na placu zamilkł.
Drodzy obywatele zgromadzeni tu dzisiaj. Wy wszyscy, którzy jesteście zdrowi i szczęśliwi. W
dniu, w którym odstałem olśnienia i wizji, świata doskonałego, świata bez chorób! To właśnie
dzisiaj w piątą rocznicę tamtych wydarzeń dwoje obywateli złamało koronną zasadę ,,współżycia”.
Nie zastanowili się, że ich haniebny czy mógł na nas sprowadzić nieszczęście. Dlatego teraz
poniosą oni surową karę! Niech każdy dobrze sobie ich zapamięta twarze, tych wrednych trucicieli.
Po tych słowach kanclerz złapał palnik i podszedł do dziewczyny trzymanej przez dwóch
złoczyńców. Wszystko to działo się w obecności pół przytomnego chłopaka, z przestrzeloną dłonią.
O to co się dzieje, gdy chce ktoś zniszczyć nasze marzenia!
Kanclerz złapał piękne złote włosy dziewczyny i podpalił je palnikiem. Swąd rozszedł się po placu
błyskawicznie. Gdy płomień dostał się do skóry. Dziewczyna wydała z siebie okropny jęk. Twarze
ludzi były nie wzruszone, każdy wiwatował na cześć kanclerza. Chłopak, który na to musiał patrzeć
płakał cały czas i prosił oprawców by przestali i ją wypuścili. Jego błagania wywołały tylko
uśmiech. Kanclerz miał natomiast przez cały czas poważną minę. Był poirytowany jękiem
dziewczyny i skamleniem chłopaka. Wziął od jednego z ludzi miotacz płomieni i skierował cały
strumień płomieni na dziewczynę. W ciągu kilku sekund cała zajęła się ogniem. Trzymający ją
żołnierze puścili ją, by samemu się nie poparzyli. To była ostatnia chwila wolności dla
zakochanych. Dziewczyna podbiegła do chłopaka i zaczęła go całować. Usta jej były pokryte
bąblami, a skóra czarna jak popiół. Chłopak jednak już nic nie czuł, nie parzyły go jej płomienie.
Kanclerz wścieknął się widząc to co się stało. Na jego rozkaz czarne mundury wystrzeliły
kilkanaście pocisków w kochanków, a raczej w pół żywe trupy. Nie wytrzymałem, poczułem
nienawiść i żal jednocześnie, łzy zaczęły mi lecieć same do oczu, a gardło ściskało tak mocno, że
ledwo oddychałem. Wykrzyczałem z całej siły ,,Nie!”. Zapadła głucha cisza. Stojący wokół mnie
ludzie zaczęli się na mnie patrzyć gniewnie. Gdyby wzrok mógł zabijać, już bym był zimnym
trupem. Wiedziałem, że już po mnie idą. Nie próbowałem nawet drgnąć. Pojmali mnie jak
pospolitego przestępcę. Ręce mi skrępowali i oczy zawiązali.
Nie wiedziałem co przez parę minut się działo. Słyszałem jedynie dźwięk syreny i pisk
opon, do pewnego momentu. Oczywiście, gdy samochód zatrzymał się przed departamentem
bezpieczeństwa. Wtedy zdjęli mi tą opaskę i wrzucili do celi jak jakiś przedmiot. Upadłem bardzo
boleśnie na bok z trzaskiem kości. Pewnie złamałem sobie wtedy żebro i dlatego plułem tak krwią.
Gdy przestałem, rozejrzałem się wokół mojego nowego ,,mieszkania”. W pomieszczeniu, w którym
przebywałem znajdował się jedynie prowizoryczny sedes, brudna umywalka pokryta jakimś syfem i
dwie drewniane prycze. W takich warunkach spędziłem kilka kolejnych dni. Jedzenie, a raczej
pomyje jakie dostawałem były tak nie dobre, że nawet pies nie chce tego jeść. W takiej
beznadziejności trwałem aż do mojej celi przywieziono z zarzutem śpiewania, młodą i piękną
dziewczynę. Strażnicy obchodzili się z nią jak z workiem. Im bardziej się wyrywała tym dotkliwiej
ją bili. Dopiero, gdy wylądowała na zimnej posadzce mojej celi, odetchnęła. Byłem wtedy bardzo
słaby, ledwo podniosłem się z pryczy. Złamane żebro sprawiało mi ogromny ból, przy każdy
gwałtownym ruchu. Gdy podszedłem do niej, ujrzałem jej piękną twarz, złociste włosy niczym
kłosy pszenicy i oczy tak błękitne jak niebo w bezchmurny dzień. Nie mogłem z nią porozmawiać,
miała knebel na ustach, a bardzo tego pragnąłem. Oboje mieliśmy skrępowane ręce, ale
wymyśliłem w jaki sposób zdjąć ten węzeł. Pod łóżkiem zauważyłem lezący odłamek szkła,
pochodzący ze zbitego lustra wiszącego nad umywalką. Wziąłem go w ręce i spokojny i dokładnym
ruchem rozciąłem skórzany pasek. Miałem szczęście i nie uszkodziłem nawet najmniejszego
skrawka gładkiej skóry. Dziewczyna podziękowała po cichu by strażnik nie usłyszał i zaczęła
opowiadać w jaki sposób tutaj się znalazła. Trzy dni temu jak co wieczoru śpiewała dla swoich
przyjaciół, którzy również odzyskali świadomość i przez przypadek usłyszał to policjant.
Dowiedziałem się również od niej, że ludzie nadal umierają, w niewyjaśnionych okolicznościach.
Nieważne czy są nieświadomi czy świadomi, gatunki umierają, a Arcyministerstwo tuszuje sprawę.
Wirus wcale nie zniknął tylko gen spowolnił chorobę. Ludzie w niedługim czasie zaczną umierać w
zastraszającym tempie. Gdy skończyła o sobie opowiadać, zacząłem sam mówić o tym co mnie
spotkało. Rozmawialiśmy aż do późna w nocy. Poprosiłem wtedy by zaśpiewała po cichu. To co
wydobyło się z jej gardła było najpiękniejszym dźwiękiem jaki słyszałem, zapomniałem nawet o
bólu, który co jakiś czas przeszywał me ciało. Czułem się wspaniale, zapomniałem o całym świecie.
Dopiero, gdy skończyła, na ziemię sprowadził mnie brutalnie ból tak silny, że z moich oczu
poleciały łzy i zacząłem pluć krwią. Dusiłem się przez kilka chwil. Musiałem się położyć, pomogła
mi w tym ona, ku mojemu zdziwieniu. Z trudem w pełzłem na pryczę i przyłożyłem głowę do
twardych desek. Wtedy zaskoczyła mnie jeszcze bardziej. Zaczęła śpiewać kołysankę. Miała tak
słodki i piękny głos, że już po chwili spałem i zapomniałem o udrękach.
Nazajutrz wstałem pierwszy raz wyspany, odkąd znalazłem się w tym miejscu. Dziewczyna
już dawno nie spała, siedziała na drugiej pryczy i wpatrywała się we mnie. Jej błękitne oczy, co
chwila wypełniały się łzami. Podszedłem do niej zapytać co się stało, lecz ona nic nie odrzekła.
Siedział i patrzyła na ścianę, aż do godzin późnych. Tej nocy nie mogłem zmrużyć oka. Kręciłem
się z jednego boku na drugi szukając snu. Po wielu nieudanych próbach zaśnięcia, wstałem z pryczy
i podszedłem do niej. Zaczęła ze mną rozmawiać i mówić co leży jej na sercu. Najbardziej
ubolewała, że już nigdy nie zaśpiewa i nie wystąpi przed swoimi przyjaciółmi. W tym momencie
zrobiło mi się jej bardzo żal. Starałem się ją pocieszyć i w pewnym momencie nawet, zagościł na
jej twarzy uśmiech, lecz nie trwał on długo. Była to ulotna chwila, taka jaką jest życie każdego
człowieka. Gdy skończyliśmy rozmawiać ucałowała mnie niespodziewanie w policzek i
podziękowała. Niestety zauważył to odbywający swoją wartę strażnik. Podniósł od razu alarm i
wyrzucono nas z celi i rozdzielono. Nie widziałem jej przez długi czas, prawie zapomniałem jej
twarz chodząc od jednego sądu do drugiego. W każdym trybunale sprawiedliwości orzekano ten
sam wyrok, zgodnie z panującym prawem- śmierć przez spłonięcie. Datę egzekucji wyznaczono na
Wigilię Bożego Narodzenia, czyli trzy dni od ostatniego procesu. Przez ten czas rozmyślałem i
modliłem się tak jak nigdy wcześniej tego nie robiłem. Nie prosiłem o wybawienie, ani spokojną
śmierć, lecz spełnienie jej marzenia. Na tym zleciały mi kolejne trzy dni.
Czwartego zaś poranka zostałem wyciągnięty na główny plac. Czekał na nim już tłum ludzi
i pewny siebie kanclerz. Byłem wtedy spokojny jak nigdy dotąd, nawet, gdy dwóch mężczyzn
wyprowadziło mnie z samochodu i posadziło na kolanach przed nim. Kanclerz był człowiekiem
średniego wzrostu i o krzaczastych brwiach. Spod nich widziałem rozbiegane oczka, nie mogły one
znaleźć jednego punktu, na którym skupiło by się jego spojrzenie. Po krótkim przemówieniu,
rozpoczęto egzekucję i wprowadzono drugiego więźnia. Była to ta sama dziewczyna, cała w
siniakach. Usta miała popękane, jakby od paru dni nic nie piła. Z jej łuku brwiowego sączyła się
krew, tylko Bóg wie jakim okropnym torturom ją poddali. Zacząłem znów płakać, tak jak podczas
pierwszego incydentu. Gdy zobaczył to kanclerz, podszedł do mnie i uderzył mnie w twarz pięścią.
Potem wziął palnik i podszedł do dziewczyny. Złapał jej złote końcówki. Nie wiem co wtedy się
stało. Szarpnąłem z całej siły i wyrwałem sięz objęć oprawców. W ostatniej chwili wytrąciłem z
ręki kanclerza palnik i zakryłem ją ciałem. Rzekłem do niej by zaczęła śpiewać. Piękna nuta hymnu
o wolności rozeszła się w powietrzu. Było to tak piękne wykonanie, że nawet kanclerz nie mógł
słuchać jej głosu. Z wściekłością wziął do ręki miotacz płomieni i skupił cały strumień na mnie.
Płomienie ogarnęły moje ciało, czułem początkowo swędzenie, a potem tylko ból i cierpienie.
Stojący na placu ludzie zaczęli mdleć i płakać. Gdy skończyła wielu z tych obecnych rzuciło się na
trybunę, taranując barierki. Wywiązała się regularna bitwa z oddziałem czarnych mundurów.
Niestety nie widziałem już tego, straciłem przytomność. Mimo szybkiej reanimacji, zmarłem od
oparzeń i ran...
Co się stało z moim światem, że taki zimny i chłodny stał się podczas nieobecności ludzkich uczuć.